Warszawa: moje ulubione miejsca

Przewodnik kulinarny nie tylko dla turystów. Podpowiadam, gdzie zjeść najlepsze śniadanie, obiad i deser. Zdradzam moje ulubione adresy.

Pracuję w kulinarnej zegarynce. Czas pracy mam nielimitowany, zlecenia trafiają się o każdej porze dnia i nocy. Znajomi i czytelnicy pytają: mam tylko dwa dni w Warszawie, gdzie zjeść? Dokąd poszłabyś na randkę z chłopakiem? A na plotki z koleżankami? Warszawa ma tyle ciekawych miejsc, które wybrać?

Pomyślałam, że te wszystkie podpowiedzi zbiorę w jednym wpisie, z którego wszyscy będą mogli korzystać. Poniżej więc znajdziecie adresy moich ulubionych miejsc, gdzie możecie spotkać mnie najczęściej. Lubię je za powtarzalną wysoką jakość obsługi i jedzenia, nawet jeśli są to restauracje z kuchnią prostą, a nawet domową. W takich autentycznych, bezpretensjonalnych miejscach czuję się najlepiej i lubię stołować się w nich na co dzień.

GDZIE NAJCZĘŚCIEJ JEM ŚNIADANIE?

Pijalnia Ziół Darów Natury – odrobina sielskiego Podlasia w samym centrum hipsterstwa przy placu Zbawiciela. Jestem tu przynajmniej raz w tygodniu, by zacząć dzień od jaglanego jabłuszka, czyli ugotowanej na mleku sojowym, doprawionej cynamonem, imbirem i goździkami jaglanki. Popijam ją kubkiem kawy z żołędzi.

Krem – małe eleganckie bistro z paryskim sznytem. Umawiam się tu na wywiady, bo jest cicho i dyskretnie. Lubiłam tutejsze omlety i pain perdu, ale nie ma ich już niestety w karcie. Koniecznie spróbujcie zatem wytrawnego sernika z serem owczym i dżemem z czarnej wiśni, raclette z opiekanymi ziemniaczkami oraz croque blue z serem pleśniowym i orzechami.

Shuk – uwielbiam to miejsce. Karta składa się z wegetariańskich i wegańskich dań kuchni Bliskiego Wschodu i kryje wiele smakowitych niespodzianek. W dni powszednie Shuk czynny jest dopiero od południa – zaglądam tu wtedy czasami na lunch – ale w weekendy już od godziny 10. Tutejsze śniadania są spektakularnie obfite, różnorodne i kolorowe. Moje ulubione to tureckie z jajkami poché w jogurcie.

Więcej o moich ulubionych miejscach na śniadanie w Warszawie znajdziecie w TYM poście. Jest tam aż 25 miejsc do wyboru!

GDZIE NAJCZĘŚCIEJ JEM OBIAD?

KUCHNIA AZJATYCKA

Genialne połączenie młodych bananów z tofu doprawione pachnotką, smażoną okrę z czosnkiem oraz moją ulubioną wietnamską zupę bún riêu cua z mięsem słodkowodnych krabów serwuje Sajgonka przy Mokotowskiej. Od czasu do czasu zaglądamy też z Kuchcikiem do chińskiej restauracji China Town przy alei Lotników. To już nasz rytuał. Kuchcik zamawia tam te swoje podejrzane podroby (wieprzowe uszy, żołądki i jelita z porem) oraz piekielnie ostre skrzydełka kurczaka z pieprzem syczuańskim, ja raczę się wtedy zupą omletową, pasmami sojowymi, taro, lotosem i szpinakiem wodnym (na zdjęciach ulubiony kurczaczek Kuchcika i moje pasma sojowe).

MOD słynie z ramenów, ale ma też inne warte spróbowania specjały. Umawiam się tu z koleżankami, bo jest w tym miejscu coś ujmująco dziewczyńskiego. Zaczynamy wtedy obowiązkowo od trzech masełek: ze śledzi, z wodorostów i miso, podawanych z zestawem ciepłego francuskiego pieczywa. Świetne jest też parfait z maderą i koniakiem, ziemniaki z tamaryndowym aioli, jagnięce żeberka i wędzone tempeh pod warstwą zielonych pieczonych papryk padrón. Kiedy mam mało czasu, zaglądam do Koreanki. To małe bistro ukryte w bramie przy ulicy Koszykowej. Tu też są rameny, ale częściej biorę bibimbap, i to w wersji wegańskiej – z samymi warzywami doprawionymi olejem sezamowym, bez mięsa i jajka.

KUCHNIA WŁOSKA

Moja miłość do Mąki i Wody zaczęła się sześć lat temu, kiedy pierwszy raz zjadłam raviolo con uovo i przy tym dużym pierogu z ricottą, płynnym żółtkiem i palonym masłem doznałam prawdziwej iluminacji. Od tamtej pory co jakiś czas zaglądam na tyły Chmielnej, by roztkliwiać się nad kunsztem robionych na miejscu pierożków i past.

Jeśli chodzi o pizzę, to najbardziej lubimy tę w Gli Italiani. To miejsce niepozorne, pozbawione jakiegokolwiek wystroju (nie licząc obrusów w czerwono-białą kratę), w mało atrakcyjnej lokalizacji (dość obskurny parter wieżowca przy ulicy Rejtana), ale za to ze wspaniałą reprezentacją temperamentnych kucharzy z różnych regionów Włoch. Porcje domowych i porządnych włoskich makaronów są tu tak obfite, że nigdy nie udaje nam się ich dojeść i z reguły wychodzimy z kolacją do domu. Ostatnim odkryciem jest Quattro Piatti w miejscu po maglu przy Stępińskiej. W menu niby same klasyki, ale mniej opatrzone; wśród antipasti jest genialna polentina przykryta kremem z gorgonzoli. Pizza jest cienka i chrupiąca, a makarony robione na miejscu i od serca przez rozgadanych Włochów z Piemontu uwijających się w otwartej kuchni.

Sprawdzone adresy na randkę?
Oto 6 najbardziej romantycznych restauracji w Warszawie. 

KUCHNIA POLSKA

Bez Gwiazdek to zdecydowanie najciekawsza restauracja stolicy. Menu zmienia się co miesiąc i za każdym razem jest inspirowane innym rejonem Polski. Zawsze sporo w nim poczucia humoru i zabawnych interpretacji regionalnych klasyków. To idealne miejsce na randkę i odświętny wieczór – restauracja jest otwarta od godziny 18 i serwuje tylko menu degustacyjne.

W poszukiwaniu bardziej biesiadnego wydania kuchni polskiej zaglądam czasami na kartacze i tatara do Starego Domu przy Puławskiej oraz na śledzia w oleju i pierogi z kapustą i grzybami do reliktu przeszłości, jakim jest Lotos przy Belwederskiej. Ten ostatni zawsze robi piorunujące wrażenie na znajomych z zagranicy. Na zupę szczawiową oraz pierogi z jagodami i ze śmietaną chadzam do baru mlecznego Bambino przy Kruczej. To najlepszy mleczak w Warszawie! Z kuchni polskiej już niedaleko do ukraińskiej. Uczuciem skrytym, ale dozgonnym darzę lokal U Sióstr przy ulicy Złotej, w którym kompulsywnie pochłaniam galuszki – wytrawne z ziemniakami oraz slodkie z jagodami, kontemplując przy tym wystrój będący fantazją z karton-gipsu o życiu w pałacu. Równie prymitywne żądze zaspokajam w gruzińsko-ormiańskich piekarniach, ćpając tłuste od sera i fasoli chaczapuri (więcej o nich we wpisie TU).

Gdzie zjeść najlepszego śledzika w Warszawie? Oto zestawienie moich ulubionych adresów!

KUCHNIA INDYJSKA

O Chmielarni pierwszy raz opowiedział mi wiele lat temu szef kuchni Robert Trzópek. Zachwalał wybór piw rzemieślniczych, do których serwuje się autentyczną nepalską kuchnię. Okazało się, że Chmielarnia mieści się w piwnicach Polskiego Związku Wędkarstwa. W lokalizacji trudnej, by rzec – obskurnej. Gdy posłałam tam znajomą redaktorkę skuszoną wizją wypiekanych w piecu tandoor ciepłych placuszków naan, uciekła z krzykiem, ciągnąc za sobą płaczące dziecko. Chmielarnia ma na szczęście filię przy Marszałkowskiej, tuż obok baru Prasowego, z wystrojem nieco bardziej przyjemnym, choć niepozbawionym niedoróbek. Powiedziałabym, że jej urok jest dość studencki. Niemniej lubimy tu zajrzeć z Kuchcikiem na piwo, usiąść sobie przy barze i zjeść smażoną cebulę onion bhaji, nepalskie pierożki momo i pakorę, czyli warzywa w cieście z ciecierzycy. Z większych dań – wyśmienitą jagnięcinę w sosie butter masala albo korma.

Wcześniej stołowałam się w Mandali przy Emilii Plater, a ostatnio lubię też zaglądać do Tulsi. Ma dwie lokalizacje, na Ursynowie i Mokotowie, mokotowska ma tę przewagę, że tuż obok znajduje się dobrze zaopatrzony sklep Little India, w którym można kupić wszystkie strączki świata, świeżą okrę, maniok i taro. Tulsi codziennie, pomiędzy 11 a 15, serwuje lunche. I są to prawdziwe uczty za 25 złotych. O tej porze właśnie jadłam wyśmienite danie o uroczej nazwie tal datka (soczewicę z chili w sosie cebulowo-pomidorowym) i chana masala (smażoną ciecierzycę w przyprawach), a wszystko podane było z ryżem, chlebkiem naan i różnymi przekąskami.

KUCHNIA BLISKIEGO WSCHODU

Pisałam już o Shuku, ale przecież pierwsze było Mezze. To dwa lokale należące do tych samych właścicieli. Muszę się przyznać, że w czasie minionego lata stołowałam się w Mezze przynajmniej raz w tygodniu. Zamawiam tu zawsze to samo – na mniejszy głód pita falafel (4 falafele w picie ze świeżymi warzywami i z sosami), a na większy humus i falafel (talerz humusu z falafelami podawany z zestawem świeżych warzyw w miseczkach i z pitą). Uważam falafel w Mezze za najlepszy w Warszawie – zielony od pietruszki, chrupiący z zewnątrz, soczysty i świeży, ale nie tłusty w środku.

mezze rozana

KUCHNIA ROŚLINNA

Jeśli mam ochotę na kluski, to idę do wariatów z Vegan Ramen Shop. Mam teraz bliżej, bo otworzyli drugi lokal na Mokotowie. Uważam, że serwują najlepszy ramen w Warszawie. Ja najbardziej lubię clear shoyu ramen – czysty bulion z pieczonym pomidorem, ale zdarza mi się też wciągnąć grzybową zawiesinę creamy shio.

Ósma Kolonia pod wodzą Zbyszka Gawrona jest pełna kolorowych i świeżych kompozycji. Zjadłam tu pyszne chrupiące pulpeciki z bakłażana oraz curry tikka masala z domowym serem paneer, pieczonymi boczniakami i kolendrą. Kiedy mieszkaliśmy na Żoliborzu, często bywaliśmy w kawiarni Secret Life, która jest za ścianą, po sąsiedzku z Ósmą Kolonią. Dziś odwiedzamy to miejsce rzadziej, ale za każdym razem z wielką przyjemnością. Latem nie ma nic przyjemniejszego od rozłożenia się na leżaczku z widokiem na teatr Komedia, z zimnym cold brew lub cydrem i jakimś roślinnym deserem na kolanie. Masala, mój stary pies, też się cieszy, bo pod parasolem ma cień i miskę z czystą wodą.

GDZIE PODJADAM SŁODYCZE?

Nie przepadam za piankami i innymi deserami dla bezzębnych – jeśli już jem słodycze, to wybieram klasyczne wypieki. Od lat jestem wierna cukierniom Lukullus i ich finezyjnym, dopracowanym deserom. I jak typowa kobieta w ciąży spożywczej mam fazy na ich poszczególne desery. Z początku wyjadałam tylko ptysie z marakują, ale kiedy odkryłam ciastko dla dorosłych, zupełnie o nich zapomniałam. Potem przeżyłam gorący romans z Giorgio Armanim (najbardziej czekoladowym ciastkiem z oferty), a dziś flirtuję z dwoma deserami: tarteletką Orinoko (kruchym ciastkiem z kakao, tonką, orzechami laskowymi i ciemną czekoladą) i mokrą, zawsze wilgotną arabiką (ciastkiem ponczowym nasączonym arabiką i orzechówką z kremem waniliowym doprawionym kwiatem pomarańczy). Ze wszystkich lokalizacji cukierni najbardziej lubię tę naprzeciwko kina Atlantic, z pięknym wnętrzem zaprojektowanym przez Jana Strumiłłę.

Czasami zaglądam do malutkiej cukierni Miss Mellow przy Wilczej, którą prowadzi Ala Gabillaud, pół Polka, pół Francuzka. Zamówiłam u niej wszystkie słodkości na ostatnią Gwiazdkę (prócz makowca z Lukullusa). Nie doczekały końca świąt, bo zjedliśmy je już pierwszego dnia. Koniecznie spróbujcie ciastka z matchą oraz orgazmicznej bezglutenowej Suzy, czyli aksamitnego, rozpływającego się w ustach brownie według przepisu Suzy Palatin, współpracownicy znakomitego cukiernika Pierre’a Hermégo.

miss mellow

miss mellow

Ostatnio grzeszę w cukierni Cukier Puder Piotra Gesslera przy Noakowskiego, która jest niebezpiecznie blisko moich zajęć jogi. Tu desery są bardzo tradycyjne i zupełnie nieperfekcyjne, ale w tej ich rubaszności, grubo ciosanych krzywiznach i piramidach kremu jest coś ujmująco domowego. Cukier Puder ma wspaniałe lekkie pączki nadziewane powidłami śliwkowymi o aromacie ogniska, owocowe drożdżówki pachnące masełkiem, bardzo czekoladowy torcik royal oraz wiele innych słodyczy. Kupiłam duży karnet na jogę, więc jest szansa, że wszystkich spróbuję.

Tyle ode mnie, dopisujcie do listy swoje ulubione adresy w Warszawie!

Podobał Ci się mój artykuł? Kliknij „Lubię to!” lub „Udostępnij”. Nakarmiona Starecka jest również na Facebooku i Instagramie. Zapraszam!

Pin It on Pinterest